Rozdział 2.


Czytasz, komentujesz.
(jest opcja pisania anonimowego komentarza)

"Teraz idziemy znowu pojeździć, bo niebo straciło niebieską barwę, a w takich momentach jeździ się najlepiej. Weszliśmy na nasze maszyny i ruszyliśmy. Nie jechaliśmy jakoś długo. Zaczęliśmy wracać kiedy do głowy Szymona wpadł pomysł zadzwonienia do Klaudii. Zaczął dzwonić, ledwo usłyszałem głos Klaudii gdy..."

    Szymon stracił panowanie nad motocyklem... W ułamku sekundy zobaczyłem jak spada i trafia swoim młodym ciałem w pobliskie drzewo. Na początku w ogóle nie reagowałem, opanował mnie szok. Chwilę wcześniej razem ze mną się śmiał, a potem nagle leży jakby martwy bez ruchu. Gdy odzyskałem świadomość i rozum od razu podbiegłem do niego. Telefon Szymona był w kilku częściach, więc pewni Klaudia już się zastanawia co się stało. Sprawdziłem czy chłopak oddycha, rozglądając się czy ktoś dzwoni na pogotowie, ale nikt się nami nie zainteresował. Szymek oddychał co nie powiem, sprawiło, że chociaż trochę się lepiej czuć. Od razu wyjąłem swój telefon po czym zadzwoniłem na pogotowie. Wyjaśniłem wszystko, gdzie, dlaczego i tym podobne. Bardzo się o niego bałem, zwłaszcza, że nie wybaczę sobie tego, że zginął przy mnie. Karetka przyjechała całkiem szybko, bo stacja pogotowia jest niedaleko. Gdy go zabrali od razu wsiadłem na swój motocykl i pojechałem jak najszybciej, ale jak najbezpieczniej do szpitala. Miałem zadzwonić do Klaudii, ale nie chcę sam mieć wypadku, więc zadzwonię na miejscu.
    Dojechałem do szpitala i zapytałem się gdzie jest Szymon Świerszczyński, ale nie dowiedziałem się co z nim jest. Siedziałem w poczekalni, gdy przypomniałem sobie, że miałem zadzwonić do Klaudii. Jak dobrze, że podała mi swój numer jak byliśmy w knajpce, bo nie miałbym jak się z nią skontaktować w tak ważnym momencie.
-Klaudia?-powiedziałem licząc, że dobrze mi podała numer.
-Tak, kto mówi?
-Janek, mogłabyś przyjechać do szpitala na Okólnej?-nie wiem co odpowie, ale mam nadzieję, że przyjedzie, Szymon byłby zadowolony z jej obecności, bo ją zna dłużej.
-Ale co się stało?-powiedziała z wielkim zdziwieniem, chyba się wystraszyła.
    Wszystko jej wytłumaczyłem, lecz oszczędziłem szczegółów. Wolę nie opowiadać jej o tym jak to wszystko wyglądało... Jak skończyłem opowiadać tak jakby się zacięła. Łączyła fakty. Doznała pewnie wielkiego szoku, jak ja na początku.
-Już jadę, czekaj na mnie!-odpowiedziała po chwili i nawet nie zdążyła się rozłączyć, bo usłyszałem jak trzaska drzwiami i wychodzi z domu.

Perspektywa Klaudii.

    Gdy tylko usłyszałam, że Szymon miał wypadek w tym samym momencie gdy do mnie zadzwonił doznałam szoku. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć by pojechać do nich. Miałam daleko, mieszkałam na drugim końcu miasta i jedynym sposobem by tam dojechać była 40 minutowa droga tramwajem lub autobusem. Na szczęście chwilę potem jak dobiegłam na przystanek przyjechał autobus nr 12, którym powinnam szybko dojechać. Gdy zajęłam swoje miejsce w pojeździe zauważyłam, że nie zdążyłam się rozłączyć, po czy powiedziałam cicho do słuchawki "Pa." i się rozłączyłam. Droga w autobusie przeciągała się, nigdy nie wydawała mi się podróż taka długa. Chcę jak najszybciej dojechać na miejsce i sprawdzić co jest z Szymonem. Uprzedzając pytania, nie, nie kocham go. Nie wiem nawet czy jestem zauroczona, po prostu uwielbiam jego, jego osobowość i świetnie się czuję w jego towarzystwie. Jest moim przyjacielem, bardzo dobrym przyjacielem. Nie chcę jego nieszczęścia.
    Wreszcie dojechałam do szpitala, biegłam od przystanku ile sił w mych nogach. Zapytałam panią o Szymona, ale pokazała mi tylko gdzie siedzi Janek. Podbiegłam do niego. Wstał, a ja się gwałtownie wtuliłam w niego, nie wiem czemu. Potrzebowałam teraz bliskości. Znam Janka od dzisiaj, ale dobrze się czuję ze świadomością, że chociaż jemu nic nie jest. Ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił mój uścisk, ale to pewnie dlatego, że przez tą całą sytuację mi odbija.
-Mała, Szymkowi nic nie jest, spokojnie.-odciągnął mnie delikatnie od siebie i pokazał bym usiadła.
    Siedzieliśmy w bezruchu przez długi czas. Modliłam się tylko, żeby w końcu wyszedł lekarz, który powie, że z Szymkiem jest wszystko dobrze, że wróci do domu za jakiś czas. Chciałam by coś skończyło tę nieznośną ciszę. Nie miałam raczej tematów z Jankiem, przynajmniej tak mi się wydawało.
-Od kiedy jesteście razem?-w pewnym momencie zapytał mnie uwalniając z "cichej klatki", ale takiego pytania się nie spodziewałam-Przecież widać, że jesteście razem albo, że chcecie.
-Nie jesteśmy razem, z resztą nie mieliśmy nawet takiego zamiaru.
-Widzę jak na siebie patrzycie.-cały czas nie rozumiałam skąd on ma w głowie takie pomysły.
    Nie odpowiedziałam, bo możliwe, że ma rację. Od dawna patrzę na Szymona inaczej, ale nie wiedziałam, że on patrzy tak na mnie. Teraz najważniejsze jest zdrowie i życie Szymka, nie tylko dla mnie, ale też dla Janka.
-Skąd się znacie? Nie widziałam cię tu wcześniej.-zadałam nurtujące mnie od dawna pytanie, chciałam usłyszeć odpowiedź.
-Poznaliśmy się bodajże przedwczoraj. Mieszkam tu od niedawna, stwierdziłem, że po maturze przeprowadzę się tutaj by odpocząć. Zostanę tu na wakacje, a potem jadę do domu lub na studia.-odpowiedź mnie zaskoczyła. Szczerze? Nie wyglądał na 19 lat, dałabym mu maksimum 15. Jego dwa pieprzyki w okolicy nosa dodawały mu młodego wyglądu, a lekko błyszczący aparat na zęby powodował, że kompletnie wyglądał na 14 lat.
-Gdzie mieszkasz tak na stałe?
-W Legnicy, ale od jakiegoś czasu planowałem wyprowadzkę do Warszawy. Może po wakacjach tam zamieszkam.-widać, że chłopak miał plany na przyszłość.
-Sorry, że cię tak wypytuję, ale jak masz na nazwisko?-to już ostatnie pytanie, na razie więcej mi nie potrzeba wiedzieć.
-Serio nie wiesz? Mam na nazwisko Dąbr...-w końcu nie dowiedziałam się jak ma na nazwisko, bo przeszkodziło mu wyjście lekarza z sali obok. 
    Wstałam na równe nogi i zaczęłam gonić lekarza po korytarzu, bo chyba nas nie zauważył. Trzeba przyznać, że jak na normalny krok to naprawdę szybko chodzi. Zaczęłam go gonić wolnym truchtem, aż w końcu mogłam coś do niego powiedzieć.
-Proszę pana, razem z moim kolegą siedzimy tu już trzecią godzinę tylko po to by dowiedzieć się co z naszym kumplem, Szymonem Świerszczyńskim. Wie pan coś?-powiedziałam to z takim zdenerwowaniem i jednocześnie troską, że nie spodziewałam się, że jestem zdolna do czegoś takiego, jestem z siebie dumna.
-Proszę pani, nie powinienem tego mówić, ale stan pani kolegi jest stabilny, lecz obniósł on wielkie podrażnienia. Dobrze, że jego znajomy czy ktoś tam zadzwonił po nas od razu po zdarzeniu. Teraz muszę panią opuścić, bo...-nagle na cały szpital rozniósł się krzyk pielęgniarki o pomoc, razem z lekarzem zaczęliśmy biec w stronę Janka i sali. Usłyszałam tylko głośne, lecz bez paniki słowa "Tracimy go.". Moje nogi zrobiły się jak z waty, zaczęłam się osuwać na podłogę... W jednej chwili straciłam władzę nad ciałem i emocjami. Zaczęłam płakać na cały szpital. Po około godzinie z sali wyszedł lekarz, a za nim pielęgniarki wożące zakryte ciało, spojrzałam z nadzieją na człowieka, który prowadził reanimację. Chyba to zauważył, bo powiedział.
-Proszę pani, wasz kolega...

-----

Witam ponownie! Tak naprawdę napisałam ten rozdział wczoraj (19 maja) by nie zawieść nowych czytelników. :) Rozdział napisany, wiem, że nie jest wybitny, ale dopiero się rozkręcam. Mam nadzieję, że wam się podoba. Przepraszam za ten "kijowy" (nie no, nie jest tak źle, dawka humoru zawsze się przyda) rozdział i za tak późną publikację. Byłam dzisiaj w Galerii, więc wróciłam później do domu. Bardzo proszę o komentarze. Z każdym komentarzem rozdziały będą mniej "kijowe"! XD Zapraszam na aska!
Najlepszy ask ever. ;-;
Wszystkie moje ulubione FanFiction macie z boku -->>, więc zapraszam. A teraz, pozwólcie, że serdecznie podziękuję za przeczytanie kolejnego rozdziału mojego beznadziejnego FanFiction o JDabrowsky'm. Czekajcie na rozdział!

Andżelika, autorka.

Komentarze

  1. Fajna opowieść będę czytał regularnie!
    http://ask.fm/need_your_brain

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 6.

Prolog.

Rozdział 12.